Agnieszka Baczewska
Poszukiwacz bodźców na lekcji - mały poradnik dla nauczyciela
30-40 minut przy stoliku, niemal w bezruchu, nad zadaniem, w dodatku wymagającym precyzji i cierpliwości? To bezmierny ocean czasu wypełniony torturą dla małego poszukiwacza. Jeszcze zanim usiądzie, zdąży wskoczyć na szafkę, popchnąć koleżankę, przepchnąć donicę z filodendronem, zgubić dwa długopisy, wysypać zawartość plecaka i zauważyć śmieciarkę mozolnie jadącą ulicą. A potem? Potem już tylko gorzej ..
Jak pomóc małemu poszukiwaczowi bodźców przedsionkowych i proprioceptywnych przetrwać lekcję, w dodatku efektywnie? Tak, aby jego umiejętności i możliwości miały jakąkolwiek szansę ujrzeć światło dzienne?
Najlepiej jeszcze przed rozpoczęciem zadań wymagających skupienia i wytrwania w jednej pozycji zadbać o przygotowanie malucha do pracy. Aktywizujmy mięśnie! Poszukiwacz może przed lekcją ustawić stoliki i krzesełka, porozkładać podręczniki na stolikach. Albo po prostu - z korzyścią dla wszystkich - przespacerujmy dziarskim równym marszem po korytarzu, pobiegajmy w pozycji pająka i niedźwiedzia, spróbujmy przepchać ściany! Można też w jednym tempie wbiec i zbiec po schodach, ustawić się w sznureczku i podawać sobie piłkę lekarską.
Pamiętajmy, że stosowane kiedyś przez nauczycieli przerwy śródlekcyjne na króciutką gimnastykę i "wkręcanie żaróweczek" to także wspaniały sposób na to, żeby mały poszukiwacz nakarmił swój głód bodźców i z większym spokojem powrócił do pracy.
Jeżeli się uda, jeżeli mały poszukiwacz wykona zadanie - zasługuje na deser w postaci małej porcji zorganizowanego ruchu i propriocepcji.
Czy można zaproponować coś jeszcze? Przecież wiadomo, że dziecko poszukujące bodźców dezorganizuje pracę własną, a także wszystkich dookoła. Ale nie robi tego złośliwie. Musimy mu pomóc.
Przede wszystkim nauczmy malucha rozpoznawać swój stan pobudzenia sąsiadujący z totalnym wewnętrznym chaosem, który zaraz się uzewnętrzni. I co wtedy? Przecież nie za każdym razem możemy przerwać pracę i rzucić się na aktywność fizyczną, np. podczas sprawdzianu, cichej pracy, podczas której większość maluchów niestrudzenie wykonuje zadania i nagła przerwa wybije je z rytmu.
Oto kilka pomysłów dla maluchów, których układ nerwowy pilnie potrzebuje stymulacji:
Gniotki lub kolczaste piłeczki, które można dyskretnie pougniatać lub pomasować sobie nimi rączki, uda czy kark. Każdy musi dopasować gadżet do swoich potrzeb.

2. Poduszka/beret sensoryczny na krzesełku.

3. Zamiast krzesełka piłka rehabilitacyjna, gładka lub z wypustkami.

4. Umieszczone pod stopami (oczywiście bez kapci czy tenisówek) dyski sensoryczne.

5. Świetnie sprawdza się niewielkie obciążenie umieszczone na udach, np. woreczki z piaskiem.

6. Potrzebę dostarczenia bodźców proprioceptywnych zaspokoi też umieszczona na nogach krzesła taśma rehabilitacyjna, którą można naciągać stopami aktywizując mięśnie i stawy.

7. Pod stolik można przykleić rzep, który dostarcza stymulacji dłoniom.

Najważniejsze to pamiętać, że tej potrzeby ruchu i doznań z czucia głębokiego nie da się oszukać, nie wymusimy bezruchu groźbą kary czy wizją nagrody. Nie bez ogólnej szkody dla organizmu w postaci stresu i nieustającej produkcji kortyzolu.
A odroczona kara lub gratyfikacja to kolejny ciekawy temat :)